A było to dnia szóstego miesiąca kwietnia…
Wybrałam się na warsztaty z shuffle dance’u. (Drogi czytelniku, jeśli przeczytałeś teraz „szufle”, proszę cię nie popełniaj więcej tego błędu, to jest „szafl”.) Byłam ciekawa, co to jest, a zajęcia były za darmo, więc się wybrałam. Okazało się, że byłam tam jedną z najstarszych osób. Ba! Tam były praktycznie same dzieciaki. W sumie… nic dziwnego. Shuffle dance został ostatnio mocno spopularyzowany. To ostatnimi czasy hit na szkolnych imprezach. Jest on szybki, energiczny, całkiem efektowny i prosty. Myślę, że jak każdy nowoczesny taniec wywodzący się ze street dance’u (no może oprócz twerku, to jednak trochę wymagające). Są przyjemnie wizualnie, a tancerz szybko ogarnia kroki, ale… czy o to w tym chodzi. Nie wiem, czy mam rację, czy po prostu jestem zrzędą wierną old schoolowi, ale mi przynajmniej w takim na przykład shuffle brakowało groove’u, czy tego takiego dążenia do tego, żeby krok wyglądał, jak mojego mentora, czy szukania własnego stylu, a nie tylko skakania, żeby ludzie patrzyli z zachwytem. No, ale kto, co lubi.
Zostaw odpowiedź
Strony
Najnowsze wpisy
- Zastępstwo z Krumpu
- Jam u poppingowców
- Warsztaty z shuffle, próbuje czegoś nowoczesnego
- House, czyli taniec klubowy
- Trudne początki
Najnowsze komentarze
- Jam u poppingowców o
- House, czyli taniec klubowy o
- House, czyli taniec klubowy o
- Trudne początki o
- Trudne początki o